Obok skomplikowanych teorii narcyzmu zaproponowanych przez Heinza Kohuta czy Ottona Kernberga znalazłam ciekawe wyjaśnienie tej kwestii w książce pt. „Narcyzm – zaklęte „ja” Heinz-Peter Rohra, wydawnictwa W drodze, 2007.
Autor porównuje osoby narcystyczne do żelaznego pieca z baśni o tym samym tytule i opisuje je faktycznie jako ludzi, którym trudno jest rozgrzać się, poczuć, że jest im ciepło, ich skóra jest słabo ukrwiona i wrażliwa na zimno. W żelaznym piecu w głębi lasu przebywał zamknięty królewicz…został w nim uwięziony, nie mógł się poruszać, swobodnie odczuwać i rozwijać się, nie miał dostępu do własnego serca… W tym piecu zamknęła go czarownica, a więc ta część matki, która uchodzi za złą, negatywną, ciemną jej stronę, nie dająca oparcia.
Jak wiadomo dziecko uczy się kochać siebie wtedy, gdy matka potrafi mu przekazać, że jest kochane bezwarunkowo. Autor pisze „Bliski, serdeczny kontakt przez dotyk i w ogóle kontakt z ciałem dziecka decyduje o tym, że wykształca się w nim pozytywne i silne poczucie samego siebie”. Jeśli dziecko nie otrzymuje jasnego przekazu od matki, spójnego z jej uczuciami, jeśli nie otrzymuje odpowiedniej ilości opieki, czułości i akceptacji może potem popaść w wyższościową izolację, którą Rohr zawiera w dwóch kluczowych przekonaniach: „nikogo nie potrzebuję, jestem o wiele lepszy od tej osoby, od której miałbym oczekiwać miłości, jestem sam dla siebie ideałem” oraz „nienawidzę cię za to, że nie dajesz mi tego, co mi się należy, ale nie pokażę ci, jak mi tego brak”. I dalej zauważa: „Królewicz symbolizuje, że coś, co zostało mocno zranione, zamyka się w sobie. Tym czymś jest prawdziwe „ja”, które nie mogło się rozwinąć”.
Przekonania, jakie słyszymy u osób narcystycznych w gabinecie brzmią: „muszę wiele zrobić, żeby być kochanym”, „nie zasługuję na miłość”, „tylko dążąc do doskonałości mogę uniknąć zranienia”, „nie zbliżę się do innych dopóki nie będę mieć gwarancji, że mnie nie odrzucą”. Zakazane uczucia to często gniew i złość, strach i ból, ale także przyjemność i radość. Żelazny piec staje się częścią osobowości i trudno z niego wyjść. Wrażliwość i nieodporność na zranienia może powodować izolację lub dążenie do władzy i dominacji. W efekcie braku poczucia samego siebie i miłości do siebie poszukuje się podziwu u innych ludzi. Dyscyplina i opanowanie może chronić przed ewentualnym upokorzeniem. Dopuszczenie do siebie takich uczuć jak zawiść czy zazdrość często staje się niemożliwe. Wszelkie oznaki słabości mogłyby być przecież sygnałem, że jest się „małym” i potrzebującym. Bywa, jak pisze Rohr, że osoba narcystyczna „roztacza wokół siebie negatywny nastrój pełen agresji, wścieka się z byle powodu, próbuje popsuć humor swoim bliskim, przytłoczyć ich negatywnymi myślami lub napiętnować czyjeś błędy, wszystko po to, by nie być już sam ze swoimi własnymi depresyjnymi nastrojami”.
Dużo cech narcystycznych uwidacznia się u osób zastępujących rodzicom partnera, które miały poczucie wartości wtedy, gdy troszczyły się o problemy rodzica. Komunikaty rodzicielskie takie jak : „musisz robić to, co ci każę”, „nie możesz mnie opuścić”, „okaż mi swoje przywiązanie” są bardzo niebezpieczne. Każda forma autonomii, która będzie powodować odsunięcie się od rodzica, może wywoływać poczucie winy. Osoby te czują się nadmiernie odpowiedzialne za rodziców.
W związkach często się dopasowują jak „klucz do zamka”, chętniej troszczą się o problemy innych niż o swoje własne. Jeśli chodzi o związki, to gdy z jednej strony mamy zamkniętego w piecu, odciętego od uczuć, królewicza, to z drugiej możemy mieć pełną empatii, zaangażowaną, oddaną królewnę. Potrafi wręcz ona zatracić się w swoich uczuciach i potrzebach otoczenia, jednak brakuje jej autonomii i poczucia odrębności. Często wcześniejsza zależność od rodzica przekształca się w zależność od partnera. Mechanizmy jakie stosują to idealizacja i dewaluacja. Fascynuje ich uczucie zakochania, nie są natomiast sobą prawdziwie zainteresowani. Rohr przytacza wypowiedź pacjenta z terapii grupowej: „Jak dotąd zawsze wykorzystywałem swoje partnerki. W rzeczywistości nienawidzę kobiet, ale nie wiem, dlaczego tak jest. Czasami czuję się z tego powodu bardzo źle i mam poczucie winy”. Dalej autor wyjaśnia: „Ludzie z syndromem żelaznego pieca marzą o idealnym partnerstwie i czasami wierzą, że właśnie je odnaleźli. Projektują wówczas swoją najgłębszą wyidealizowaną potrzebę miłości na partnera, który oczywiście nie jest w stanie jej sprostać. Wkrótce więc następuje otrzeźwienie (rozczarowanie-odczarowanie) i poszukiwania swojego wielkościowego ideału miłości rozpoczynają od nowa”. Bywa, że osoba narcystyczna w bliskim związku czuje się opuszczona, gdyż bolesne tęsknoty są zbyt wygórowane. Samotność może być bezpieczniejsza i mniej bolesna niż miłość, bliskość i zaufanie. „Ludzie, którzy jako małe dzieci nie nasycili się miłością, często w miłości zawodzą” pisze Rohr. Przytacza inny przypadek: „Pan S. rozstał się z żoną dla innej. Wcześniej nie brakowało przelotnych przygód, w które się wikłał. Niezdolny był jednak do bliskości i intymności. W dalszym przebiegu terapii stało się jasne, że jego nowy związek grozi szybkim rozpadem z tego powodu, że pan S. czuje się ograniczony w swojej wolności. Relacjonuje dalej, że za każdym razem na początku związku nie miał problemu z dochowaniem wierności partnerce, jednak im związek stawał się bliższy, ciaśniejszy, tym szybciej zaczynał rozglądać się za innymi kobietami”.
Jak wyjść z żelaznego pieca? Myśl autora idzie w kierunku doświadczenia takiej miłości, wobec której można czuć się bezpiecznie ze swoimi słabościami, niewiernościami, ciemnościami. Zamiast przyjmować obronną postawę można próbować otwierać się na Dar miłości. „Miłość nigdy nie powinna koncentrować się na jednym człowieku – pisze Rohr – Człowiek, który jest w stanie obdarzyć miłością tylko jedną osobę, nie odnalazł jeszcze drogi do prawdziwej umiejętności kochania. W jego przypadku chodzi tylko o egoistyczne prawo do posiadania”. Autor dodatkowo zachęca do odnajdywania żeńskiego pierwiastka w sobie u mężczyzny – czułości, opiekuńczości, troski oraz męskiego pierwiastka u kobiety- autonomii, siły, samostanowienia o sobie.
Czyż myśli te nie przypominają nam istoty chrześcijaństwa, np. w postaci biblijnej Judyty czy Maryi? „Daj mi Boże serce czyste i odnów we mnie moc Ducha”… Serce z ciała zamiast serca kamiennego…
Współczesna kultura, w której postawy narcystyczne kwitną, niestety nie sprzyja rozwojowi ku miłości. Selfie, arogancja, prestiż, elitarność, pozycja społeczna wypiera to, co kruche, delikatne, narażone na zranienie. Nie ma miejsca na czułość, stratę, otwarcie przed innymi serca czy pokazanie swojej „negatywnej” części osobowości, trzeba się ukrywać w piecu Internetu, wirtualnych relacji, poprawności politycznej, pseudowartości, pracoholizmu.
A może jednak próbować wychylić się choć trochę, jeśli nie potrafimy narazić się całkowicie na odrzucenie w miłości, tak jak to robili święci i Chrystus. Może choć trochę każdego dnia próbujmy robić tę małą drogę od siebie ku innym?
Dorota Gradzińska
Najnowsze komentarze